Módl się gorliwie, a życie będziesz wiódł szczęśliwe. (~ anonim A. ~ ) |
W pewnej wsi mieszkał wierzący staruszek. W jego maleńkiej
wiosce była grupa wierzących chrześcijan, do której on należał. Nigdy
nie był na nabożeństwie w zborze w mieście i bardzo pragnął tam być
chociaż raz.
Pewnego razu domówił się z młodym kaznodzieją, że odwiedzą zbór w
mieście i radował się z tego bardzo czekając na ten dzień. Gdy nadszedł
ten dzień udali się na stację kolejową. Idąc przez las, kaznodzieja
zaproponował, żeby przed podróżą się pomodlić.
Staruszek chętnie się zgodził. Kaznodzieja powiedział:
- Uklęknijmy do modlitwy i ty, bracie, pomódl się pierwszy, a ja potem.
Staruszek z trudem zgiął kolana, a nie mogąc na nich
uklęknąć, schylił się, niezgrabnie opierając się o pień drzewa. Zaczął
się modlić:
- Panie, dziękuję Ci, że pobudziłeś brata, aby wziął mnie do
miejskiego kościoła…ale Ty widzisz jaki jestem: słabo słyszę, a buty mam
takie, ze wstyd mi w nich jechać, ale Ty wiesz Panie, ze innych nie
mam…Nie mam tez znajomych, u których mógłbym przenocować. Proszę,
pokieruj tak, żebym mógł usłyszeć kazanie i wskaż mi, gdzie mogę
przenocować. Amen.
Potem modlił się młody kaznodzieja, a jego sylwetka klęcząca z
prostymi plecami, w doskonale skrojonym ubraniu, ładnie odcinała się na
tle zieleni lasu. Jego modlitwa była składna i wyrazista, pełna
pięknych zwrotów. Gdy zakończył, zwrócił się do staruszka z naganą:
- Jak ty się modlisz? Mówisz o starych butach, których się
wstydzisz, mówisz, że niedobrze słyszysz, że nie masz w mieście
znajomych…Twoja modlitwa nie jest podobna do modlitwy.
Starzec pokornie odpowiedział:
- Modlę się jak potrafię.
Gdy przyjechali do miasta, przed kościołem kaznodzieja
wskazał staruszkowi, którymi drzwiami ma wejść, i zostawił go, sam
udając się do kościoła innym wejściem. Staruszek z trudem się przecisnął
przez zatłoczony ganek do sali, która była również przepełniona.
Stanąwszy w drzwiach, przyłożył rękę do ucha, starając się usłyszeć, o
czym jest kazanie. W tym momencie, jedna z kobiet siedząca w przednim
rzędzie zauważyła staruszka z przyłożona ręka do ucha i powiedziała do
siedzącej obok siostry:
- Popatrz, ten człowiek w drzwiach zapewne źle słyszy, bo przyłożył rękę do ucha. Wstanę, a ty zaproś go na moje miejsce.
Staruszek bardzo się ucieszył, że teraz , siedząc w bliskim
rzędzie, mógł słyszeć każde słowo kaznodziei. Siedząca obok niego
siostra zauważyła jego stare, znoszone buty i po nabożeństwie,
zaproponowała staruszkowi pójście do jej brata, który prowadził sklep z
obuwiem. Tam wybrali mu nowe buty i podarowali je. Jakże się cieszył z
tego podarunku! I gdy się tak radował wśród sióstr i braci z miejskiego
kościoła, jeden z nich zapytał:
- Skąd jesteś bracie?
- Jestem z małej wioski. Przyjechałem do miasta pociągiem.
- A czy masz gdzie przenocować?
- Na razie nie mam, ale prosiłem Pana Boga, żeby On jakoś sam tym pokierował.
- Wiec będziesz nocował u mnie. Czekałem na syna, ale on
przesłał telegram, że nie może przyjechać. Mam i pokój i jedzenie
przygotowane.
Wziął więc brata do siebie na nocleg.
Następnego dnia staruszek spotkał się na stacji kolejowej z
kaznodzieją, z którym przyjechał do miasta. Podczas podróży powrotnej
staruszek z radością opowiedział, jak Bóg odpowiedział na jego modlitwę:
- Dokładnie słyszałem kazanie. A spójrz na moje nowe buty! A
spałem na takim posłaniu, ze nigdy w życiu tak dobrze nie spałem. Oto
jak Pan Bóg odpowiedział na moja modlitwę. A jak tobie, bracie, On
odpowiedział?
Kaznodzieja milczał, bo nawet nie pamiętał, o co się modlił. On po prostu ładnie się modlił, jak przystoi na kaznodzieje.
I tak mimochodem pomyślałem: a czy ja się naprawdę modlę, kiedy się modlę?…
Starając się składnie, pięknie modlić, często nie wkładamy w nasze
modlitwy serca i pozostają one pustymi słowami, na które nawet nie
oczekujemy odpowiedzi….
wiosce była grupa wierzących chrześcijan, do której on należał. Nigdy
nie był na nabożeństwie w zborze w mieście i bardzo pragnął tam być
chociaż raz.
Pewnego razu domówił się z młodym kaznodzieją, że odwiedzą zbór w
mieście i radował się z tego bardzo czekając na ten dzień. Gdy nadszedł
ten dzień udali się na stację kolejową. Idąc przez las, kaznodzieja
zaproponował, żeby przed podróżą się pomodlić.
Staruszek chętnie się zgodził. Kaznodzieja powiedział:
- Uklęknijmy do modlitwy i ty, bracie, pomódl się pierwszy, a ja potem.
Staruszek z trudem zgiął kolana, a nie mogąc na nich
uklęknąć, schylił się, niezgrabnie opierając się o pień drzewa. Zaczął
się modlić:
- Panie, dziękuję Ci, że pobudziłeś brata, aby wziął mnie do
miejskiego kościoła…ale Ty widzisz jaki jestem: słabo słyszę, a buty mam
takie, ze wstyd mi w nich jechać, ale Ty wiesz Panie, ze innych nie
mam…Nie mam tez znajomych, u których mógłbym przenocować. Proszę,
pokieruj tak, żebym mógł usłyszeć kazanie i wskaż mi, gdzie mogę
przenocować. Amen.
Potem modlił się młody kaznodzieja, a jego sylwetka klęcząca z
prostymi plecami, w doskonale skrojonym ubraniu, ładnie odcinała się na
tle zieleni lasu. Jego modlitwa była składna i wyrazista, pełna
pięknych zwrotów. Gdy zakończył, zwrócił się do staruszka z naganą:
- Jak ty się modlisz? Mówisz o starych butach, których się
wstydzisz, mówisz, że niedobrze słyszysz, że nie masz w mieście
znajomych…Twoja modlitwa nie jest podobna do modlitwy.
Starzec pokornie odpowiedział:
- Modlę się jak potrafię.
Gdy przyjechali do miasta, przed kościołem kaznodzieja
wskazał staruszkowi, którymi drzwiami ma wejść, i zostawił go, sam
udając się do kościoła innym wejściem. Staruszek z trudem się przecisnął
przez zatłoczony ganek do sali, która była również przepełniona.
Stanąwszy w drzwiach, przyłożył rękę do ucha, starając się usłyszeć, o
czym jest kazanie. W tym momencie, jedna z kobiet siedząca w przednim
rzędzie zauważyła staruszka z przyłożona ręka do ucha i powiedziała do
siedzącej obok siostry:
- Popatrz, ten człowiek w drzwiach zapewne źle słyszy, bo przyłożył rękę do ucha. Wstanę, a ty zaproś go na moje miejsce.
Staruszek bardzo się ucieszył, że teraz , siedząc w bliskim
rzędzie, mógł słyszeć każde słowo kaznodziei. Siedząca obok niego
siostra zauważyła jego stare, znoszone buty i po nabożeństwie,
zaproponowała staruszkowi pójście do jej brata, który prowadził sklep z
obuwiem. Tam wybrali mu nowe buty i podarowali je. Jakże się cieszył z
tego podarunku! I gdy się tak radował wśród sióstr i braci z miejskiego
kościoła, jeden z nich zapytał:
- Skąd jesteś bracie?
- Jestem z małej wioski. Przyjechałem do miasta pociągiem.
- A czy masz gdzie przenocować?
- Na razie nie mam, ale prosiłem Pana Boga, żeby On jakoś sam tym pokierował.
- Wiec będziesz nocował u mnie. Czekałem na syna, ale on
przesłał telegram, że nie może przyjechać. Mam i pokój i jedzenie
przygotowane.
Wziął więc brata do siebie na nocleg.
Następnego dnia staruszek spotkał się na stacji kolejowej z
kaznodzieją, z którym przyjechał do miasta. Podczas podróży powrotnej
staruszek z radością opowiedział, jak Bóg odpowiedział na jego modlitwę:
- Dokładnie słyszałem kazanie. A spójrz na moje nowe buty! A
spałem na takim posłaniu, ze nigdy w życiu tak dobrze nie spałem. Oto
jak Pan Bóg odpowiedział na moja modlitwę. A jak tobie, bracie, On
odpowiedział?
Kaznodzieja milczał, bo nawet nie pamiętał, o co się modlił. On po prostu ładnie się modlił, jak przystoi na kaznodzieje.
I tak mimochodem pomyślałem: a czy ja się naprawdę modlę, kiedy się modlę?…
Starając się składnie, pięknie modlić, często nie wkładamy w nasze
modlitwy serca i pozostają one pustymi słowami, na które nawet nie
oczekujemy odpowiedzi….
Trochę długie, ale jakie pouczające i na Wielki Post pasujące :) To ja się na razie żegnam z Wami i wpadnę tu wieczorkiem ;) Pozdrawiam radośnie i ciepło z darem modlitwy życząc błogosławionego i spokojnego dnia :) Do zobaczenia ;) Zostawiam buziaczki :* I po mimo iż deszcz pada i zimno na dworze bądźmy w dobrym humorze ;D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz